dzisiaj czas na recenzję kolejnej farby do włosów w piance. Jakiś czas temu pisałam Wam o farbie L'Oreal (tu znajdziesz recenzję http://arkanaurody.blogspot.com/2012/10/loreal-sublime-mousse-farba-do-wosow-w.html ).
Tym razem mój wybór padł na farbę firmy Wella - Wellaton, pianka trwale koloryzująca (ok. 25zł). Kolor który wybrałam to numer 3/4 - ciemny kasztan:
Farba jakiś czas czekała grzecznie na półce na zużycie. W końcu zebrałam się w sobie i postanowiłam wziąć się za farbowanie.
Zawartość opakowania mnie nie zaskoczyła, bo cały "sprzęt" był identyczny jak w farbie L'Oreal:
1 - koncentrat koloru
2 - emulsja aktywująca
3 - pompka
4 - serum do włosów po farbowaniu
5 - rękawiczki ochronne
Czas na farbowanie.
Najpierw koncentrat wlewamy do emulsji (buteleczka 1 do buteleczki 2), zakręcamy pompką i wstrząsamy 3 razy. Nie wiem czemu tylko 3, ja trochę więcej razy nia potrząsnęłam i nic złego się z nią nie stało, bynajmniej nie wybuchła :)
Po zmieszaniu produktów, uzyskałam kolor... marchewkowy. Przeraziłam się
nim i dla pewności sprawdziłam, czy aby na pewno buteleczka koncentratu
w opakowaniu nie została zamieniona na inny kolor. Ale nie, kolor zgadzał się z tym na opakowaniu (nr 3/4).
No i przyszedł czas na nakładanie produktu na włosy. I tu zaczęła się moje mordercza walka z buteleczką, którą trzeba ściskać na środku by z pompki wydobyła się pianka. Niestety przy pierwszych "ściskach" butelki na dłonie wylatywała mi woda a nie pianka, czego według producenta nie nakładamy na włosy, tylko wyciskamy tak długo aż naszym oczom ukaże się pianka, tak też zrobiłam:
Gdy nakładałam piankę na włosy, przy wydobywaniu się jej z butelki, pianka pryskała no około, całe rękawiczki miałam uwalone na rudo, więc kiedy dotykałam i ściskałam mokrymi rękawiczkami butelkę, ta wyślizgiwała mi się z ręki, brudząc przy tym całą umywalkę, do której mi spadała i wszystko dookoła niej. Po pewnym czasie zaczął mnie w końcu kciuk boleć od ciągłego naciskania butli!!! Już wtedy byłam tak wściekła, że miałam ochotę rzucić tą butlą przed siebie.
Kiedy w końcu nałożyłam farbę na włosy, niestety nie da się zrobić tego precyzyjnie, więc czasami pomagałam sobie pędzelkiem, okazało się, że jest ona tak rzadka, że zaczęła mi spływać z włosów! Miałam ją na czole, na szyi, karku i ramionach!!! Kiedy wreszcie trochę wchłonęła się we włosy, spięłam je klamrą i odczekałam tyle czasu ile radził producent.
Gdy przyszła pora zmycia farby, okazało się, że na włosach mam skorupę - farba po prostu zaschła mi całkowicie na włosach, mimo że przestrzegałam czasu opisanego w ulotce. Zaczęłam powoli płukać włosy. Woda była nadal ruda i wypłukiwałam ją dość długo z włosów, potem musiałam jeszcze użyć szamponu, by dokładniej pozbyć się farby. Po spłukaniu farby, włosy miałam bardzo szorstkie i splątane. No ale do farby dodane jest serum, więc nałożyłam je na włosy.
Serum ładnie pachniało, było gęste, więc nie spływało z włosów i starczyło mi na 2 użycia. Produkt trzymałam dłużej na włosach niż zaleca producent, w dodatku pod czepkiem i grubym ręcznikiem, tak by efekt był lepszy. Zmyłam serum i niestety włosy dalej były szorstkie i miałam problem z ich rozczesaniem, co wcześniej mi się nigdy nie zdarzało...
Po wysuszeniu włosów suszarką okazało się, że włosy ładnie lśnią, są miękkie, ale...
1. Kolor brązowy kompletnie nie pokrył moich czarnych włosów:
2. Moja skóra i włosy, od nasady aż po stary czarny kolor (czyli ok 7 cm) były rude z przeplataniem koloru brązowego z poprzedniego farbowania!
3. No i niestety farba pofarbowała mi skórę, więc wyglądałam jak bym założyła maskę albo jak bym miała jakąś chorobą, bo wyraźnie były widoczne ciemne kropki na głowie:
I tak zdjęcia nie oddadzą prawdziwego efektu jaki miałam po pofarbowaniu się tą farbą, a uwierzcie był tragiczny.
Teraz mam włosy rudo - brązowo - czarne. Po około tygodniu od farbowania, kolor dalej intensywnie się wypłukuje przy myciu włosów, ale nadal mam rudy czubek głowy. Skóra nadal jest pofarbowana i dalej mam czarne kropki na niej :( Włosy nadal są mega szorstkie po umyciu.
Jestem bardzo, ale to bardzo zawiedziona tą farbą. Byłam pewna, że skoro poprzednią farbą w piance tak dobrze mi się farbowało włosy, kolor był ładny, a skóra niepofarbowana, to z tą będzie podobnie. Zawiodłam się. Nie dość, że podczas farbowania trafiał mnie szlak, to jeszcze efekt końcowy był tragiczny. Nigdy więcej nie kupię tej farby i Wam też jej nie polecam.
Raczej już nie będę eksperymentowała z innymi farbami, tylko kupię ponownie tą piankę z L'Oreal. W tym starciu, tych 2 farb, L'Oreal Sublime Mousse zdecydowanie wygrywa!!!
No ale czego się w sumie spodziewałaś farbując się kasztanem. Sama nazwa wskazuje na czerwony pigment gdzie przy odrostach zawsze mocniej łapnie, a na czarnym nic nie zrobi. żeby mieć kasztan na całości musisz zrobić kąpiel rozjaśniającą (info są na necie bez problemu bo sama robiłam bez zniszczenia włosów) i dopiero zrób kasztan, inaczej zawsze będziesz mieć takie od skóry farbując czyms innym niż czernie
OdpowiedzUsuń